Belgia: ser, piwo i czekolada
Belgia to ciekawy kraj. Choć pod względem powierzchni jest niewielki, to pomieściły się na nim dwa narody: Flamandów i Walończyków. Słynie ze swej kultury kulinarnej, która jest rozmaita w różnych regionach. A jednak zgrabnie łączy się w całość: w Zjednoczone Królestwo. Belgijskie frytki z majonezem, omułki czy tradycyjne gofry to tylko wierzchołek kulinarnej góry lodowej. Choć raczej należałoby napisać: góry pyszności. Oto krótki przewodnik po Królestwie Belgii. Czego koniecznie trzeba spróbować?
Ser
Z serami kojarzy się głównie Francję lub Holandię. Tymczasem także w Belgii czają się niesamowite mleczne produkty. Ser jest niezbędnym składnikiem obecnym w każdej kuchni Królestwa. Sery spożywa się często jako przekąskę, w charakterze deski z owocami i orzechami. Je się je też na gorąco, pieczone, oraz stosuje w rozmaitych daniach.
Gatunków, odmian, typów i podtypów sera jest niezmierzona ilość. Owcze, krowie i kozie, o najrozmaitszych kształtach, konsystencji i smakach. Oraz, nie zapominajmy, zapachach. Najbardziej znane są belgijskie sery maziowe, z „aromatycznym” Limburgerem na czele. Warto poznać Romadura, który co prawda jest nieco śliski z powodu pleśni bytujących na skórce. Popularnością cieszy się wyrazisty Herve, formowany w charakterystyczne sześciany. Na szczególną jednak uwagę zasługuje Maroilles, zwany też, nie bez przyczyny, „śmierdzielem z Lille”. Smakosze tego sera oddzielnie jadają skórkę i oddzielnie wnętrze. Coś w sam dla zaawansowanych fanów sera! Oraz poszukiwaczy ekstremalnych przeżyć!
Fanów piwa, o którym więcej za chwilę, powinny zainteresować sery od Trapistów, z Chimay czy Orvala. Zakonne pochodzenie nie jest niczym szczególnym w Belgii – wiele serów może pochwalić się takimi właśnie korzeniami.
Mała ciekawostka. Serów w Belgii nie przechowuje się w lodówce, lecz w temperaturze pokojowej. A wręcz w pokoju, pod specjalnym kloszem. Przez co mają one możliwość oddawania pełni swych aromatów: głównie do owego pokoju, w którym się znajdują. Bywa nieco ekstremalnie.
Piwo
O belgijskim piwie napisano już niejedną książkę. I wiele jeszcze powstanie, bo temat jest doprawdy niezwykły. Belgia jest ewenementem na piwnej mapie świata. Nigdzie nie ma tak wielu browarów, które warzą tak rozmaite i niespotykane piwa. Oczywiście, obecnie piwni rzemieślnicy warzą bardzo różnorodne piwa. Jednak Belgia ma tę autentyczność zakotwiczoną wieki wstecz, z niepowtarzalnymi technikami, które stosuje się w browarach innych, niż wszystkie.
Jest tego tyle, że wszystkiego nie sposób wymienić. Największe wrażenie zazwyczaj robią piwa spontanicznej fermentacji. Czyli takie, do których nie dodaje się drożdży. Jednym z nich są kwaśne lambiki. Blendowane są z kilkuletnich warek. Do niektórych dodaje się owoce, na przykład gorzkie wiśnie do krieka. Lambiki są doceniane. Limitowane serie, czy długo leżakowane wersje potrafią osiągać wysokie ceny. Zupełnie innym piwem spontanicznej fermentacji są czerwone flandersy o wyraźnie kwaśnym, nawet niekiedy nieco octowym smaku.
Belgowie kochają także piwa mocne. Ich wybór jest doprawdy imponujący. Zarówno tradycyjne triple o przyprawowym smaku, zdradliwe jasne piwa „diabelskie”, które od pilsów różni wyłącznie zawartość alkoholu. Są oczywiście i ciemne piwa, których zawartość alkoholu nierzadko dobija do 12%. Na przeciwległym końcu skali są piwa orzeźwiające. Witbiery, czyli lekkie piwa pszeniczne z posmakiem kolendry i cytrusów na finiszu. A także wiejskie saisony o mocnym rustykalnym charakterze.
W Belgii kwitnie tradycja piw klasztornych. Część z nich warzona jest w samych klasztorach przez mnichów i sygnowane są znakiem autentyczności Trapistów (więcej o piwach Trapistów w tym artykule).
Bogactwo piwnego świata w Belgii jest doprawdy zadziwiające. Żaden fan piwa nie może przejść wobec niego obojętne. Nic więc dziwnego, że znajomość piw belgijskich to „must know” każdego birgika.
Czekolada
Belgię określa się niekiedy Królestwem Czekolady. I nie jest to określenie na wyrost. Podczas zwiedzania miast można odnieść wrażenie, że gospodarka kraju opiera się na czekoladzie. Dziesiątki sklepów i manufaktur zachęca do zajrzenia do wnętrz założonych czekoladą pod sam sufit. Kuszą turystów najróżniejszymi pralinkami, tabliczkami czekolady, czekoladowymi pomnikami – od ilości rodzajów, kolorów i smaków można dostać oczopląsu. Czekoladowe wyroby mają każdy kształt, jaki można sobie wyobrazić. Od czekoladowych samochodów po całe zestawy czekoladowych narzędzi (młotek, klucze, śrubokręty, śruby), a nawet kształty obsceniczne.
Za popularnością czekolady kryje się mroczna historia, której mieszkańcy Królestwa wolą raczej nie pamiętać. Transporty najwyższej jakości ziaren kakaowca przez lata przybywały do Belgii prosto z Konga. Państwo to, przewrotne zwane wówczas Wolnym Państwem Kongo, było niepodzielną własnością belgijskiego króla, Leopolda II. W kolonii dokonywano nie tylko rabunkowego pozyskiwania kauczuki, kości słoniowej, kakao i wszelkich innych możliwych dóbr, które były cokolwiek warte. Ale także bestialski wyzysk mieszkańców. Rodowici mieszkańcy stawali się niewolnikami bez żadnych praw. Panowały tam jedne z najbardziej nieludzkich warunków skrajnego okrucieństwa i wyzysku jakie można sobie wyobrazić. To o Kongo Belgijskim pisał Joseph Conrad jako o jądrze ciemności. Uważa się, że za czasów panowania Leopolda II w Kongo zamordowano od kilku do kilkunastu milionów ludzi. Nic dziwnego, że Belgowie niechętnie wspominają swojego byłego władcę.
Niech jednak ta ponura karta historii nie zepsuje nam smaku czekolady. Dziś już o okrucieństwie nie ma mowy, a maczety poszły w Belgii w odstawkę. Dziś kakao do czekolady pozyskuje się w sposób zdecydowanie bardziej humanitarny.
Czekolada belgijska uważana jest za jedną z najlepszych na świecie. A mistrzowie cukiernictwa wznoszą się tu na wyżyny swoich możliwości. Czekolada belgijska jest gładka niczym jedwab, rozpływa się w ustach i smakuje po prostu bosko. Pachnie słodko i delikatnie; nie ma tu miejsca na żadne agresywne nuty przypalonego ziarna. Znak AMBAO na etykiecie gwarantuje, że ma się do czynienia z prawdziwą belgijską czekoladą, która powstała wyłącznie z ziaren kakaowca. Taki produkt nie zawiera domieszek innych tłuszczów – a jest to popularny sposób fałszowania czekolady.
Opowiadając o belgijskiej czekoladzie należy także wspomnieć osobę Jeana Neuhausa. To on na początku XX wieku wymyślił pralinki, czyli nadziewane masą czekoladki. Dziś pralinki to najpopularniejszy prezent w Belgii (na świecie zapewne też plasuje się wysoko). A sklepy z nazwą Neuhaus nadal można spotkać na ulicach belgijskich miast.
Wymienione powyżej produkty to bez wątpienia wspaniałe dziedzictwo Królestwa. Belgia, mimo swojego niewielkiego obszaru jest niezwykle bogata w tradycje kulinarne. Każdy, nawet najmniejszy region ma swoje własne, niepowtarzalne produkty. Warto je poznać bliżej.
Zdjęcie: Andrzej Bochenek